Forum Forum dla osób które pragną świętości Strona Główna Forum dla osób które pragną świętości
Jeżeli chcesz żyć pięknie powierzając Bogu całe swoje życie to moje forum może Ci pomóc
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

OPOWIADANIE

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum dla osób które pragną świętości Strona Główna -> Sztuka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
marcinzajaczkowski




Dołączył: 29 Paź 2006
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z krańca Polski

PostWysłany: Wto 1:07, 31 Paź 2006    Temat postu: OPOWIADANIE

Pozwole sobie "zaśmiecić" to forum różnego rodzaju własnymi przemysleniami...to poniższe opowiadanie jest częscia tryptyku o trzech siostrach ... Niesty brak czasu nie pozwala mi na dokoncznie drugiego opowiadania pt. "Nad brzegiem miłości" a trzecia część traktująca o nadziei jest zaledwie w mojej głowie...mam nadzieję, że uda mi sie dokończyć tego "dzieła" , a jego wymowa stanie się być może dla niektórcyh wskazówką do podążania jedyną słuszną - wąską scieżką...

M a r c i n Z a j ą c z k o w s k i

"Wszędzie i nigdzie"

Dookoła panowała ciemność. Właśnie otworzył oko. Najpierw powoli jedno, potem drugie. Gdzie jestem?- pomyślał. Jak się tu znalazłem? Lecz niestety żadna, choćby najprostsza, myśl nie przychodziła mu do głowy. Ciemność, która zdawała się pochłaniać w całości to miejsce, w którym się znajdował była jednak jeszcze bardziej wszechogarniająca, gdyż przenikała również jego wnętrze. Rzeczywiście wyglądał żałośnie. Nie było w nim tej radości i spokoju, którymi zawsze promieniował na zewnątrz. Kręcił się niespokojnie, przewracał z boku na bok. Próbował dalej usnąć. Szukał jakiejś pozytywnej myśli, miłego wspomnienia, które pomogłoby mu szybciej i spokojnie zasnąć. Lecz bez powodzenia. Dlaczego?!- zdawał się niemal krzyczeć. Choć był to tylko krzyk rozpaczy gdzieś w głębi jego serca. Nagle poczuł ogromny przeszywający go od stóp, aż po samą głowę chłód, choć w pomieszczeniu było zdecydowanie ciepło. Wstał, zdejmując z łóżka i kładąc na podłogę powoli i uważnie najpierw jedną, a potem drugą nogę. I tak trochę po omacku szedł, szukając włącznika światła, które rozproszyłoby nieprzyjazne, spowijające go ciemności. W końcu udało się i w pomieszczeniu rozbłysło, porażając go, światło. Zasłonił sobie oczy. Oślepiający blask światła spowodował, że na krótko stracił ostrość widzenia. Powoli jednak otwierał mocno zaciśnięte powieki. Tak znał tę izbę bardzo dobrze, a jednak wydawała mu się dziwnie obca, jak nigdy dotąd. Cóż –pomyślał- „człowiek nie powinien przywiązywać się do konkretnych miejsc, bo, to nie one same, ale jego wewnętrzne odczucia powodują, że czuje się w nich dobrze lub źle”. Usiadł na niezbyt wygodnym taborecie. Otworzył starą metalową i skrzypiącą szafkę i wyciągnął portfel. Tak zupełnie bez powodu niemal instynktownie, odruchowo. Mogłoby się tak wydawać. Jednak obserwując go już od jakiegoś czasu można było odnieść wrażenie, że przywiązuje coraz większą wartość do rzeczy materialnych. Ale to nie znajdujące się w nim pieniądze, karty do bankomatu i inne przedmioty wartościowe przykuły jego uwagę, lecz kalendarz i zdjęcie. Spojrzał na kalendarz, z trudem dochodząc do tego jaki jest dzień. Zresztą od jakiegoś czasu wszystkie dni były już dla niego bardzo do siebie podobne. Powoli zaczął sobie przypominać, co wydarzyło się dnia poprzedniego. Zaczął być świadomy swojej dziwnej wewnętrznej sytuacji. „Wiedziałem, że robię źle, a jednak to zrobiłem. Nigdy nie można rozdzielać myślenia od działania” –pomyślał sobie gdzieś w duchu, po czym spojrzał na zdjęcie. Tak, to było zdjęcie bardzo bliskiej mu osoby. Jej anielskie, roześmiane ale również spokojne a nade wszystko niewinne spojrzenie miało rozkruszyć ten lód, który zdawał się powoli kawałek po kawałku powlekać swą zimną i nieprzejednaną warstwą całe jego wnętrze. A jednak…”zdjęcie to często niezbyt udany obraz rzeczywistości, tak naprawdę człowieka możemy ocenić obcując z nim”- przeszło mu szybko przez głowę. Zawsze jednak gdy spoglądał w to przyjazne mu oblicze nastawiał się pozytywnie do otaczającej go rzeczywistości. Nie obchodzi mnie co się z nią dzieje. Jakoś nie czuję się o nią niespokojny-pomyślał. Jeszcze przedwczoraj pamiętał, że obiecał do niej zadzwonić albo wysłać list i robił sobie wyrzuty, że tak to odwlekał od kilku tygodni. Teraz w ogóle przestał się tym przejmować.
Choć w izbie było jasno, mrok, który opanował jego wnętrze ani na krok nie miał zamiaru ustępować. Tylko on i jego myśli, które zdawały się prowadzić swoistą aczkolwiek chaotyczną mowę oskarżycielską. Zamknął portfel i cisnął z całą siła do szafki. Po czym trzasnął metalowymi drzwiczkami, które przy tym żałośnie zaskrzypiały. Ponieważ nadal pora była wielce odpowiednia na to by zapaść w sen, nie rezygnował z wysiłku by dopiąć celu. Niestety ciągle bezskutecznie. „Sen jest tym co pozwala nam znaleźć się w zupełnie innych okolicznościach, często dużo lepszych niż otaczająca nas rzeczywistość” -pomyślał. Ale sen nie nadchodził. Muszę zgasić światło- powiedział sam do siebie, poczym wykonał zapowiedzianą przed chwilą czynność. Ciemność znów ogarnęła pomieszczenie, w którym się znajdował. Znów poczuł się niepewnie. Spokojnie krok po kroku, z wielką uwagą aczkolwiek wprawnie udał się na miejsce swojego odpoczynku. Naraz zaczął go znów ogarniać , mimo niewątpliwie ciepłego powietrza w izbie –chłód. „Światło daje nam poczucie pewności, bezpieczeństwa, ciepła i radości życia”- usłyszał wyraźnie jakgdyby jakiś głos do niego przemówił. Odpowiedział: Tak ale cieszyć się życiem z powodu jednej zapalonej żarówki!? Nie…to światło to jakaś przenośnia, to coś więcej. Tylko co?
-Wiesz bardzo dobrze co to jest- odpowiedział głos
-Wiem bardzo dobrze co to jest- powiedział tonem raczej pytającym
Ale w tym właśnie momencie zdał sobie sprawę z niedorzeczności sytuacji, w której się szybko i niewiadomo jak znalazł. Przecież to absurd nikogo w tym pomieszczeniu nie ma- pomyślał.
-Ja jestem- odpowiedział głos
Usłyszał to, jednak szybko zrzucił wszystko na karb tego co się z nim działo od momentu, kiedy otwierając oczy zobaczył wszechogarniającą ciemność. Usprawiedliwiając się znalazł odpowiedź na totalną absurdalność zaistniałej sytuacji.
-Ja jestem- znowu odezwał się głos.
-Jesteś?!- wykrzyknął z wyraźnie odczuwalną irytacją w głosie.
-Tak jestem- odpowiedział spokojnie głos.
-Gdzie jesteś? Przecież nie widzę ciebie- odpowiedział lekko zaniepokojony tyle ileż zniecierpliwiony już tym co się działo.
-Jestem wszędzie i nigdzie- usłyszał.
-Wszędzie i nigdzie-powtórzył po nim.
-Nie to nie możliwe- powiedział. Jak możesz być wszędzie i nigdzie. Zresztą…zostaw mnie w spokoju. Zwrócił się jak gdyby do niego zauważając, że dał się wciągnąć i zaangażował w dość dziwną dyskusję.
-Dobrze jeśli tak chcesz. Ale pamiętaj ja zawsze jestem- odpowiedział głos.
Zapanowała głucha cisza i zdawał się nie słyszeć już nawet swoich myśli. Tylko przejmująca i przenikająca całe jego wnętrze pustka. Poczuł się znowu niepewnie, rzekłbym nawet bezbronnie. Pogodzony z beznadzieją sytuacji, w którą sam się wplątał. Ten głos dawał mu jednak poczucie wielkiej ulgi w jego dość niełatwym położeniu. Dalej jednak nie wiedział skąd, jak i kto z nim rozmawiał.


…………………………………………………………………………………….




Za oknem dość mocno i zdecydowanie padał deszcz. Duże sine, ciężkie chmury spotęgowały ten, i tak swoisty, gustujący głownie w czerni nocny krajobraz. Wielkie i całkiem kształtne krople deszczu niczym metronom ustawiony na fortepianie w regularnych odstępach uderzały o blaszany parapet. On ciągle leżał. Jeśli on rzeczywiście gdzieś tu jest- pomyślał o tajemniczym głosie, który do niego przemawiał.
-Jesteś?- powiedział dość spokojnym głosem, a jednak w miarę donośnie jak gdyby obawiał się, że on mógłby go nie usłyszeć.
-Jestem jak zawsze- odpowiedział głos.
Tym razem wydawało mu się, ze słyszy go jakby bardziej wyraźnie. Więcej wydawało się to tak jakby przemawiał do niego gdzieś z jego wnętrza. Tak słyszę ciebie- odpowiedział wyraźnie usatysfakcjonowany.
-Jestem wszędzie i nigdzie- jeszcze raz usłyszał wypowiedziane już słowa.
-Co to znaczy? Kim jesteś? –starał się jak najwięcej od niego wyciągnąć.
-To znaczy, że wszystko zależy od ciebie, rozumiesz?- odpowiedział jak zwykle dość powściągliwie głos.
Zaczął się zastanawiać. Wszystko zależy ode mnie. Zaraz ,zaraz powoli cos zaczynam rozumieć. Kiedy zdecydowanie wątpiłem w jego istnienie słyszałem go mało wyraźnie. Kiedy chciałem by zostawił mnie w spokoju, gdzieś jakby zniknął. A kiedy przywołałem go zjawił się natychmiast i to słyszalny tak wyraźnie jak nigdy przedtem- wydedukował używając swojej niewątpliwie nieprzeciętnej inteligencji. Istnieje, jest zawsze i wszędzie jeśli tylko tego chcę i nie ma go nigdzie, nie istnieje jeśli tego nie chcę- pomyślał.
-To nie jest tylko kwestia woli. Twego chcenia bądź niechcenia, to przede wszystkim kwestia wiary- odpowiedział głos.
-Czytasz w moich myślach- zapytał
-Tak mówiłem ci. Jestem przecież również w tobie. Jestem wszędzie.
-I nigdzie- ripostował lekko podenerwowany.
-I nigdzie – powtórzył głos i jak gdyby zniknął. Tak to przynajmniej odczuł. Teraz gdy wiedział już, że się przed nim nie skryje i że, ma jednocześnie możliwość wyrzucenia go poza margines całej swojej egzystencji, było mu wszystko jedno. „To przede wszystkim kwestia wiary” – szybko niczym echo powtarzające usłyszane przed chwilą słowa przebiegły mu przez głowę. Dokonał szybkiej analizy tego co wydarzyło się na przestrzeni tych kilkudziesięciu minut, choć obiektywnie trzeba stwierdzić, że czas był jak najbardziej pojęciem względnym w tej sytuacji. A on nie mając zegarka nie był w stanie dokładnie określić, jak długo to już trwa. Lecz powoli zaczął wysnuwać wnioski, których się jednak delikatnie przestraszył, aczkolwiek podchodził do nich bardzo ostrożnie z lekką nieufnością. Czyżby to Bóg- pomyślał. „To kwestia wiary” . Ale jak? Dlaczego w taki sposób. Widać było że targają nim wątpliwości. Rzeczywiście był kiedyś człowiekiem wierzącym, choć sam niejednokrotnie uważał, że nie wie czy może o sobie tak powiedzieć. Zawsze jednak pragnął być blisko Niego, ba swoim życiem i postępowaniem starał się udowodnić, że tak jest. Był jednak słaby. Uważał przy tym dość często, że jest na tyle silny by nie upaść, nie dać się nikomu i niczemu zniszczyć. Lecz ta pycha gubiła go. Tak było również tym momencie, którym chciałby pewnie zapomnieć, a który to tej nocy nieustannie pojawiał się i znikał, igrając sobie z niego. Powodowało to jednocześnie ogromne spustoszenie i chaos w jego umyśle a nade wszystko duszy. Ale oto teraz On sam, Bóg. On sam do niego przemawia. Nie, nie to niemożliwe- powiedział sobie. A może go o to wprost zapytać- pomyślał.
-Czyżbyś miał mnie o coś spytać- odezwał się głos. Pytaj nie bój się.
-Czy ty jesteś…Czy jesteś…
I w tym momencie poczuł się tak jak gdyby zaschło mu w gardle. Nie mógł tego słowa wypowiedzieć. Zatkało go. Ktoś lub coś za wszelką cenę nie chciał dopuścić by wypowiedział właśnie to słowo.
-Kim jest dla ciebie Bóg- czytając w jego myślach zadał pytanie głos.
-On jest dla mnie…- nie dokończył. Szukając odpowiedzi penetrował wszystkie zakamarki umysłu i duszy, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Żadna odpowiedź.
-On jest…-znowu zaczął- nie czuję nic. Nie wiem co mam powiedzieć- pomyślał. Czuję tylko jakąś ogromną dziurę, pustkę, jak gdyby wyrwano mi coś, co powodowało, że wiem kim jestem, co i jak mam robić.. Poczuł w tym miejscu chłód promieniujący na całe jego wnętrze i oddziaływujący na zewnątrz. Zrobiło mu się zimno. To przerażające ale nie czuję zupełnie nic. Po cichu zaczął się modlić. Jeszcze pamiętał a może przypomniał sobie jaką siłę ma modlitwa i czym ona jest. Miał nadzieję, że właśnie w tym momencie doświadczy tego, czego potrzebował. Spokoju, pewności, bezpieczeństwa. Oczekiwał przede wszystkim jednak, że zapełni się pustka, którą od jakiegoś czasu nosił w swojej duszy i jego ciało przeszyje ciepły prąd. Nic takiego jednak nie nastąpiło.
W końcu krzyknął: „Boże czy Ty mnie jeszcze słyszysz?”
-Ja jestem- znów zabrzmiał głos.
-Jesteś!- odpowiedział wyraźnie uradowany.
Zdał sobie sprawę, ze jednak słowa modlitwy dotarły, choć rzeczywiście były zupełnie puste, pozbawione tego pierwiastka duchowego. Były to słowa wypowiadane tylko ustami, ale nie duszą. Próbował dalej modlić się spontanicznie, swoimi słowami. Tym razem nie był jednak w stanie takiej modlitwy poprowadzić.
-Masz serce z kamienia- odezwał się głos. Słyszysz mnie możesz ze mną rozmawiać, ale nic nie czujesz. Chcę jednak na nowo napełnić twoje serce miłością. Pragnę byś poczuł jak bardzo cię kocham, ale twoje serce jest jak kamień. Nic nie przyjmuje. Wszystko po nim spływa, rozlewa się na boki i nie znajduje w nim ujścia.
-Co mam zrobić- zapytał.
-Wiesz dobrze co masz zrobić- odpowiedział głos.
Wiem dobrze- powtórzył
I przypomniał sobie te chwile gdy doświadczał nieopisanej transcendencji, bytu przewyższającego jego zdolność postrzegania rzeczywistości, także siłe jego umysłu. Przypomniał jak ciężką drogę pokonał by mogło być to możliwe. Jednocześnie zdał sobie sprawę że powrót do tego stanu nie będzie rzeczą łatwą i że brakuje mu w tej chwili woli by tak się stało.
-Co ze mną będzie? –Zapytał dość nieśmiało ale z wyraźnie wyczuwalną w głosie nadzieją na usłyszenie odpowiedzi.
-Wszystko zależy od ciebie- powiedział głos.
-Ode mnie-stwierdził porozumiewawczo.
-Powiedziałem to jest kwestia wiary- odezwał się głos
-Muszę uwierzyć?- Zapytał jakby wyraźnie oczekiwał potwierdzenia.
-Tak –potwierdził głos
-Ufam Tobie, wiem wszystko będzie dobrze- powiedział.
-Pamiętaj, że wiara to nie tylko zaufanie ale posłuszeństwo i poczucie zależności ode mnie- odpowiedział stanowczym tonem głos.
-Ale wiesz co ze mną będzie- ciągnął dalej chcąc doznać zaspokojenia swojej ciekawości, a może przede wszystkim zaznać wewnętrznego spokoju.
-Musisz uwierzyć- niewzruszenie z wielką powagą i jak zwykle powściągliwie odpowiedział głos.


…………………………………………………………………………………….



W pokoju zrobiło się nieco jaśniej. Podniósł bardzo delikatnie głowę i spojrzał w stronę okna. Rzeczywiście ciężkie, ciemne nocne chmury zdawały się, niczym okręt odbijający od nadbrzeża, odpływać. Jednakże równie duże i ciężkie sino-szare deszczowe chmury nie chciały za nic w świecie ustąpić, czyniąc ten niewątpliwe nadchodzący już poranek, dosyć ponurym i mało optymistycznym. W jego położeniu było to, nie trzeba chyba dodawać, dość niekorzystnym zbiegiem okoliczności. „Musisz uwierzyć”- niczym fala rozbijająca się cały czas o brzeg, te słowa powracały permanentnie w jego umyśle. Musze uwierzyć- pomyślał. Znów się ułożył i zamknął zmęczone ciężkie oczy. Nagle jednak uświadomił sobie coś , co go do prawdy przeraziło. Odkrył, ze jest człowiekiem głęboko niewierzącym. Zdał sobie też sprawę, że wiara jest kwestia być albo nie być. Jest sprawą życia i śmierci. Ma wymiar daleko wykraczający poza czas jego ziemskiej egzystencji. Niewątpliwie zatem jego niewiara nie stawiała go w korzystnej sytuacji ujmując aspekt eschatologiczny jego istnienia. Co by się stało gdybym tak zasnął i się już nie obudził. Umrę jako człowiek niewierzący. Czeka mnie zatem wieczne potępienie, jestem przegrany- takie myśli cały czas krążyły gdzieś w jego głowie. Tak mocno oczekiwany sen stał się w jednej chwili czymś zdecydowanie niepożądanym. Walczył z niewątpliwym zmęczeniem. Jego duże brązowe oczy robiły się coraz to bardziej, i bardziej wąskie, aż zamknęły się całkowicie. Zrywał się jednak co chwilę unosząc głowę do góry i przeciągając się , starał się pokonać nadchodzącą bezsprzecznie senność. Bał się tej straszliwej perspektywy ewentualnego nie przebudzenia się. Zdał sobie sprawę z tego, że relacje między nim a Bogiem niebyły właściwe, określając to w sposób co najmniej delikatny. „Musisz uwierzyć” – ciągle powtarzał to sobie w myślach. Zastanawiał się jak, i kiedy to wszystko się skończy. Gdzie lub w czym tkwi przyczyna, ze znalazł się w takiej a nie innej sytuacji. Czy to efekt tego, że musiał zmienić otoczenie, był daleko od osób, miejsc i zdarzeń wśród których, czuł się dobrze. Cały czas cos nie dawało mu spokoju, starał się w swoich myślach za wszelką cenę odnaleźć wszystkie zdarzenia i wypadki, które spowodowały, że znalazł się w tej niewygodnej i wielce niepożądanej przez niego sytuacji. Po chwili rzeczywiście miał już ułożoną, gdzieś tam w swojej głowie całą listę okoliczności, które rzeczywistość w której funkcjonował- żył, poruszał się, uczyniły taką jaką jest. To by było jednak zbyt proste, wyjaśnić to właśnie tylko w ten sposób. Oczywiście te lub inne fakty, które skojarzył miały i mają na to co się stało. „Ale problem jest bardziej złożony” – ciągnął dalej ten swoisty wewnętrzny monolog.
-Masz rację, ten problem tkwi przede wszystkim w tobie- odezwał się nagle znany mu już głos.
-Ty jeszcze jesteś!- krzyknął z wyraźnie zauważalną w głosie radością.
-Tak jestem- potwierdził swoja obecność głos.
-Powiedziałeś , że ten problem tkwi we mnie- zapytał
-Tak w tobie, to jest twój problem- odpowiedział głos.
-To jest mój problem- powiedział ze zrozumieniem i zaczął myśleć.
-To kwestia wyboru między dobrem a złem- wtrącił się raptem , przerywając jego deliberacje głos.
„Zawsze łatwo przychodzi mi pomyśleć o tym co dobre, ale rzeczywiście częściej czynię ostatnio złe rzeczy”- kontynuował przerwane rozmyślanie. Więc problem tkwi w tym, ze jestem taki, jaki jestem. Jestem zły- rozmyślał dalej. Jestem złym człowiekiem- powiedział w końcu na głos.
-Nikt nie jest zły- odpowiedział głos.
-Jak to nie jestem zły? Przecież zdarza mi się robić złe rzeczy, a zatem jestem zły-powiedział z wyraźnym oskarżeniem wobec siebie w głosie.
-A czy wiesz czym jest zło- zapytał głos
-Czym –powiedział pytająco oczekując od niego odpowiedzi.
-To zło jest brakiem dobra. Jeśli nie czynisz dobrych rzeczy, to wtedy można mówić o źle- odpowiedział głos.
-A więc jednak jestem zły- powiedział mocno zdecydowanie.
-To ty powiedziałeś- odrzekł głos.
-Ale możesz uczynić mnie dobrym- zapytał z nadzieją.
-Oczywiście, ze mogę. Mogę wszystko! Ale to zależy też od ciebie- odpowiedział mu głos.
-Od tego czy będziesz wszędzie czy nigdzie- zapytał, przypominając sobie to o czym rozmawiali wcześniej.
-Tak, ale pamiętaj jedno to sprawa życia i śmierci- odpowiedział mu głos.
Dobro i zło, wiara- niewiara, życie i śmierć, niebo-piekło- bardzo szybko te ambiwalentne pojęcia przechodziły mu przez głowę. Jak to rozwiązać? Co uczynić?- myślał. To przecież jego problem, to w końcu od niego tak wiele zależy. Mam problem- powiedział sobie w duchu. Chcę go rozwiązać i zależy to ode mnie. Uświadamiając sobie swój problem poczuł się jakby lżej. Znalazł już jakąś podstawę, od której można się odbić, wzlecieć. Po kolei i wszystko odwrócić. Wiedział, ze to nie będzie takie proste i to powodowało, że wcale nie czuł się jeszcze tak pewnie.
-Wiesz co bardzo dobrze, że powiedziałeś o sobie, ze jesteś zły. Specjalnie nie powiedziałem ci tego, byś sam do tego doszedł. Dobrze, ze poznałeś w końcu swój problem- odezwał się znów głos.
-Jestem słaby i niedoskonały. To prawda- powiedział
-Tak ale tylko prawda uczyni cię wolnym. Nie możesz się już sam oszukiwać- odpowiedział głos
-Musze więc pokonać swoją słabość i niedoskonałość to, co sprawia, że czynię źle- zapytał
-Tak, dokładnie tak- potwierdził jego słuszny tok rozumowania głos.
Więc jednak te wszystkie okoliczności i wypadki mają wpływ na to, że postępuje tak, a nie inaczej- ciągnął dalej myśl. Jednak rzeczywiście zawsze mam możliwość wyboru i wybieram. To też naturalnie wszystko zależy ode mnie- doszedł jak gdyby do końcowego wniosku rozmyślań. Jego duże zmęczone już bardzo brązowe oczy zamknęły się. Głowa osunęła się delikatnie osiadając na dużej, miękkiej i wygodnej białej poduszce. Nie dał rady, nie umiał, a może już nie chciał lub nie musiał już walczyć. Sen w końcu go pokonał i zmógł. Zasnął…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
arwena




Dołączył: 24 Paź 2006
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lothlórien

PostWysłany: Wto 11:14, 31 Paź 2006    Temat postu:

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus !
Witamy na naszym forum, talentu tylko pogratulować. Jednym z warunków osiągniecia świętości jest pomnażanie talentów, które Bóg nam zostawił.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum dla osób które pragną świętości Strona Główna -> Sztuka Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin